Już na wstępie należy zauważyć, że jazda nim nie była łatwa i wymagała od kierowcy zarówno znajomości konstrukcji prototypowych mechanizmów jak i sporo wytrwałości, nie wspominając o odwadze.
Pierwszą czynnością, którą należało wykonać po napełnieniu zbiornika paliwa (olejem ligroinowym, czyli to ówczesnym odpowiednikiem benzyny dostępnym w drogeriach i aptekach) było nagrzanie rurki żarowej, co odbywało się przy pomocy palnika spirytusowego lub benzynowego specjalnego palnika benzynowego.
W chwili kiedy palnik zdążył rozgrzać wykonaną z drutu platynowego rurkę żarową należało wstrzyknąć do rury ssącej cylindra dawkę paliwa i starać się uruchomić silnik przy pomocy korby znajdującej się po prawej stronie skrzyni korbowej.
Widoczny za siodłem niewielki zbiorniczek służył jedynie do magazynowania paliwa (spirytusu) potrzebnego do podgrzewania rurki i nie miał nic wspólnego z gaźnikiem. Podczas pracy silnika gorące powietrze nagrzane przez cylinder przechodziło przez zaopatrzoną w regulator i przechodzącą w pobliżu gaźnika (w którym znajdował się wystarczający do jazdy zapas paliwa) rurę zasysania.
Gaźnik był typu powierzchniowego, czyli rodzajem „ulatniaka”, gdzie następowało parowanie i mieszanie oparów z powietrzem, które były następnie kierowane do komory mieszania. Tam przy pomocy zaworu regulującego tzw. zaworu „dobierana” odbywało się dalsze mieszanie powietrza i paliwa konieczne do właściwego uformowana mieszanki paliwowo-powietrznej ( stosunek paliwa do powietrza ok. 1:14), która następnie kierowana była przez otwarty podczas suwu ssania zawór ssący bezpośrednio do rury ssącej cylindra.
Kiedy silnik był już na chodzie, kierowca mógł zająć miejsce na wysokim, skórzanym siodle i postawić bezpiecznie nogi na podnóżkach. Pojazd utrzymywał równowagę dzięki dwóm kółkom pomocniczym zamocowanym sprężyście po obu stronach pojazdu. A teraz jak wyglądałoby to zgodnie ze zdjęciami!
Poza umieszczoną przed siodłem dźwignią gazu w pobliżu znajdowała się jeszcze jedna dźwignia służąca do zmiany naciągu pasa transmisyjnego. Przesunięcie jej ku przodowi powodowało napięcie pasa i sprzężenie silnika z tylnym kołem, cofnięcie zaś poluzowanie pasa i jednoczesne uruchomienie hamulca tylnego w postaci płytki dociskanej do obręczy koła.
Zmiana biegów możliwa była jedynie po wyłączeniu silnika i założenia pasa transmisyjnego na inną parę kół pasowych. W drugim zbudowanym nieco później egzemplarzu, który również uległ zniszczeniu podczas pożaru w 1903 r. podobno zastosowano już rodzaj zębatej przekładni dwustopniowej.
Smarowanie silnika odbywało się przez spływanie świeżego oleju (organicznego) zmagazynowanego w górnym zbiorniczku bezpośrednio do cylindra.
Pomimo, że silnik chłodzony był powietrzem to jego cylinder i głowica nie posiadały jeszcze charakterystycznych żeber. Powietrze opływało żeliwny cylinder od dołu ku górze dzięki przymocowanej go koła zamachowego dmuchawy w kształcie bębna.
Pojazd nie miał żadnego resorowania, co jest o tyle zrozumiałe, że konstruktorowi chodziło głównie o sprawdzenie użyteczności silnika o spalaniu wewnętrznym w zastosowaniu do lekkiego pojazdu dwukołowego. W związku z tym musi paść również pytanie, czy Reitwagen powinien być uważany za pierwowzór motocykla?
I tu jest sporo rozbieżności.
Jedni twierdzą, że jak najbardziej, ponieważ to właśnie Gottlieb Daimler i Wilhelm Maybach po raz pierwszy zbudowali pojazd dwukołowy napędzany małym i lekkim silnikiem o spalaniu wewnętrznym…, ale są również tacy, którzy jako innych ojców chrzestnych jednośladów wskazują innych wynalazców jak np. Francuza Pierre Michaux’a, który ok. 1867 r. skonstruował swój pierwszy welocyped napędzany sinikiem… ale, parowym, czy Amerykanina Sylwestra H.Ropera, który także mniej więcej w 1867 r. podobnym pojazdem podróżował już po drogach w okolicach Bostonu.