Kontener gaśniczy ma swoje niezaprzeczalne zalety. Nie każda jednostka strażacka może jednak posiadać tego typu sprzęt. W Polsce są dziś zaledwie trzy kontenery do gaszenia elektryków. Kontener jest duży, skomplikowany w transporcie i tego typu operacja wymaga zaangażowania sporych sił i czasu. Istnieje możliwość szybkiego stłumienia ognia w akumulatorach – tyle że wymaga odpowiednich rozwiązań wprowadzanych na etapie projektowania samochodu. Mowa o systemie dostępu, znanym jako Fireman Access i wprowadzony przez Renault w ich modelach elektrycznych. Elektromobilni.pl porozmawiali o tym z Andrzejem Gemrą, zastępcą Dyrektora Renault Terytorium East ds. efektywności i rozwoju nowych projektów. W zakres jego obowiązków wchodzi m.in. promocja elektromobilności, bierze także udział w szkoleniach dla strażaków, na których uczy, jak korzystać z tego typu rozwiązań.
Akumulator zapala się ze względu na temperaturę, która rośnie powyżej pewnej granicy. Wtedy system BMS kontrolujący poszczególne moduły nie jest w stanie zapobiec ogniowi. Pożar odbywa się bez dostępu powietrza, można lać piane, ale jest to mało skuteczne. Płonący akumulator trakcyjny trzeba schłodzić – powiedział Andrzej Gemra.
Dodaje, że najlepiej zrobić to wodą. Wbrew pozorom, bo wiele osób się dziwi, że to przecież urządzenie elektryczne, a polewa się je wodą. To jednak najlepszy sposób.
By gaszenie było skuteczne, woda musi szybko trafić do środka akumulatora, gdzie zwykle jest trochę wolnego miejsca. W większości przypadków, strażacy leją wodę po obudowie baterii – licząc, że pewna jej ilość trafi do wnętrza. To powolny i mało skuteczny proces. Auto elektryczne pali się jasnym, niemal białym płomieniem, ze względu na wysoką temperaturę pożaru. Rozwiązaniem jest skorzystanie ze wspomnianego kontenera gaśniczego, ale wtedy do wspomnianych problemów dochodzi jeszcze kwestia tego, co później powinno się zrobić z zanieczyszczoną wodą. Będzie skażona substancjami wydobywającymi się z samochodu i z akumulatora.
Najlepszym wyjściem jest skorzystanie z kanałów dostępu Fireman Access. Dzięki nim woda może być wtłoczona prosto do palącego się miejsca błyskawicznie, dzięki czemu akumulator się schłodzi. Całe gaszenie pożaru zamiast kilkudziesięciu minut czy kilku godzin, zajmuje tylko kilka minut.
Fireman Access można znaleźć w autach elektrycznych Renault. Jak strażacy mają poznać, czy dany samochód jest wyposażony w takie rozwiązanie? Służą do tego karty ratownicze, czyli szczegółowe opisy samochodu pod kątem jego konstrukcji, instalacji elektrycznej czy lokalizacji przewodów wysokiego napięcia. Strażacy po ich przejrzeniu mogą wiedzieć, jakie rozwiązania zastosowano w autach i np. gdzie mogą ciąć karoserię, a gdzie lepiej tego unikać. Co ważne, Renault stosuje w swoich samochodach też kody QR, które strażacy czy kierownicy akcji mogą szybko zeskanować i w ten sposób dowiedzieć się, z jakim samochodem mają do czynienia.
To szczególnie ważne obecnie, gdy na rynku jest wiele modeli, które wyglądają tak samo w wersji elektrycznej, hybrydowej czy spalinowej – podkreślił Gemra.
W przypadku braku kanałów dostępu, strażacy miewają zalecenia, by przy użyciu odpowiedniego sprzętu, np. nożyc, rozcinać karoserię auta i tworzyć specjalne otwory gaśnicze w akumulatorach. To jednak trwa. Dlaczego pozostali producenci nie stosują podobnych rozwiązań co Renault? To nie jest kwestia patentów i praw.
Fireman Access jest opatentowany, ale inni producenci mogą korzystać z tego rozwiązania i stosować je u siebie. Nie zabraniamy tego, nie muszą płacić – mówi Andrzej Gemra.
Dodaje, że wprowadzenie takiej „pomocy” dla strażaków nie jest drogie i nie zwiększa kosztów budowy auta – pod warunkiem, że pomyśli się o nim na etapie projektowania platformy. Późniejsze ewentualne dostosowanie gotowego samochodu byłoby kosztowne.
Czy kanały pozwalające na skuteczne schładzanie modułów akumulatorów trakcyjnych to przyszłość gaszenia „elektryków”? Bardzo możliwe, o ile rozwiązanie się upowszechni. Koce gaśnicze i kontenery z pewnością też będą robiły „karierę”. Przede wszystkim warto jednak pamiętać, że pożary aut EV wcale nie zdarzają się częściej od pożarów modeli spalinowych (a nawet wręcz przeciwnie), a gdy już pojazd tego typu stanie w płomieniach, jego gaszenie nie musi być trudniejsze – bo w większości przypadków ogień nie dojdzie do akumulatora. Nie warto popadać w panikę.
Wierzę, że jesteśmy odpowiednio przeszkoleni i przygotowani na elektryczną przyszłość motoryzacji – powiedział mi na zakończenie niemiecki strażak.
O bezpieczeństwie przeciwpożarowym pojazdów elektrycznych można przeczytać TUTAJ.
Źródło: Elektromobilni.pl