Miejsce to co prawda było mało wygodne pod względem obsługi przez kierowcę, ale mechanizm działał (i nadal działa bez zarzutu) i spełniał swoją rolę użytkową. Sportowy wygląd samochodu podkreślony został poprzez polakierowanie nadwozia na modny wówczas kolor „bahama yellow” i wyposażenie go w szersze od standardowych kół z obręczami ze stopów lekkich.
Ich wygląd podkreślały również wydatne nadkola o regularnym obrysie, które dodatkowo nadawały samochodowi typowej dla „sportowców” wizualnej agresji.
Gotowy prototyp przekazano do testów i badań drogowych w 1976 r., a więc niespełna rok od momentu rozpoczęcia jego budowy. Po przejechaniu ok. 70 tys. km raport z badań, jak również opinie prowadzących jazdy kierowców doświadczalnych oraz odpowiedzialnych za poszczególne elementy inżynierów konstruktorów okazały się niezwykle pozytywne.
Samochód doskonale sprawdzał się w każdych warunkach drogowych i nie wystąpiły w nim żadne istotne usterki techniczne. Osobiście wielokrotnie miałem okazję jeździć Ogarem i doskonale pamiętam tamte wrażenia. Po pierwsze był to samochód inny, rzucający się w oczy na niezbyt zatłoczonych drogach i wszędzie i dosłownie wszędzie gdzie się pokazał wzbudzał zainteresowanie. Prowadził się właściwie tak samo jak Polski Fiat 125p, a różnice w odczuciach z jazdy wynikały jedynie z „innego siedzenia” w samochodzie i nieprzyzwyczajenia do masywnej zabudowy tyłu.
Dziś to oczywiste, ale wtedy… w porównaniu z dużą tylną szybą Polskiego Fiata 125p sedana widoczność do tyłu nie zachwycała. Poza tym dość egzotyczne włączanie, a właściwie otwieranie reflektorów sprawiało spore trudności. Dość trudno było tego dokonać podczas jazdy, choćby dlatego, że dźwignia umieszczona była w niezwykle mało dostępnym miejscu, a jej opór był znaczny. Najlepiej było zrobić to ręcznie na postoju.
Podanie daty ukończenia budowy Ogara i rozpoczęcie badań samochodu (1976 r.) to nie pomyłka. Na lusterku wewnętrznym zachowanego do dziś egzemplarza widnieje umieszczany we wszystkich samochodach badawczych tzw. „numer wewnętrzny”, który malowany był w chwili przekazania samochodu do testów drogowych.

W przypadku Ogara (co widoczne jest dzisiaj, jak i na zdjęciach archiwalnych) jest to ten sam numer F43/76, co oznacza, ze samochód nie powstał jak to jest powszechnie podawane w 1977 r., ale rok wcześniej.
Patrząc na Ogara dzisiaj doskonale widać jak bardzo przez ponad 45 lat zmieniły się zasady projektowania tego typu aut. Nie można więc jednoznacznie ocenić jego przydatności i funkcjonalności jak również standardów wykonania, zwłaszcza, że mamy do czynienia z jedynym wykonanym egzemplarzem przedprototypowym, ale przecież kontrowersje na jego temat istniały już w momencie, kiedy go zbudowano i kiedy przeprowadzano badania drogowe. Tak jak zwykle, jednym się podobał innym nie, ale nie to było najważniejsze.
Sukcesem projektantów i konstruktorów było to, że poszukując nowych rozwiązań próbowali przy najmniejszych możliwych nakładach finansowych nawiązać do obowiązujących ówcześnie standardów realizując własne autorskie rozwiązania. Bezpośrednią przyczyną wstrzymania dalszych prac rozwojowych Ogara była decyzja o wdrożeniu projektu nowego bazowego samochodu osobowego będącego następcą Polskiego Fiata 125p, czyli późniejszego Poloneza.
Często powtarzające się pytanie: czy szkoda, że Ogar jako kolejny prototyp nie wszedł do produkcji i czy należy traktować ten samochód jako kolejną straconą szansę? Rozmawiając kiedyś z profesorem Cezarym Nawrotem zadałem to samo pytanie. Czy nie szkoda mu Ogara tak jak przedtem Syreny Sport, Syreny Mikrobus, Warszawy 210 i kilku innych aut koncepcyjnych?
Powiedział, że nie: „Mieliśmy niesamowite szczęście, którego mogą tylko pozazdrościć współcześni młodzi inżynierowie. Mogliśmy realizować swoje pasje twórcze i pogłębiać wiedzę na podstawie własnych doświadczeń. To już dziś nie jest możliwe. Mogliśmy również rozbudzać wyobraźnię młodych ludzi, a to było bezcenne„. Odwiedzając przy okazji Oddział Narodowego Muzeum w Chlewiskach, gdzie można obejrzeć prototypowego Ogara, wspomnijmy tę myśl i cieszmy się, że samochód ten nie podzielił losu wielu innych polskich konstrukcji, których nie oszczenił czas ani ludzie.