Grand Prix Węgier 2019 od środka | MOTOFAKTOR

Grand Prix Węgier 2019 od środka

Niedzielna rywalizacja Lewisa Hamiltona z Maxem Verstappenem pokazała, że drugi półmetek sezonu może przynieść ciekawe rozstrzygnięcia.

Mówi się, że „kiedyś musi nadejść ten pierwszy raz”, co można odnieść do wielu sytuacji życiowych. Ja musiałem czekać do tzw. „drugiej fali Kubicomanii”, aby być w stanie po raz pierwszy w życiu oglądać wyścig o Grand Prix Formuły 1 z wysokości trybun zamiast kanapy. Pomogła w tym firma Petronas, która zorganizowała specjalną promocję dla warsztatów, w której nagrodą główną był wyjazd weekendowy do Budapesztu. Dziennikarze również otrzymali możliwość uczestniczenia w nim. Uznałem, przy tym, że warto opisać jak obecna F1 wygląda oczami wieloletniego fana, który dopiero po kilkunastu latach jej śledzenia obejrzał ją z innej perspektywy.

Atmosfera i atrakcje

Można powiedzieć, że słowo „pierwszy” odmienione przez chyba wszystkie przypadki jest kluczowe dla opisania tego weekendu z mojej perspektywy. Swój pierwszy wyścig Grand Prix obejrzałem na żywo w ojczyźnie Ferenca Szisza, pierwszego w historii zwycięzcy zawodów tej rangi (Grand Prix Francji 1906); miejscu pierwszego wyścigu F1 po wschodniej części Żelaznej Kurtyny (1986) i debiutu Roberta Kubicy w Formule 1 (2006); oraz w momencie gdy mój faworyt z czołówki, Max Verstappen, zdobył po raz pierwszy Pole Position.

 

Od samego rana przy wjeździe na tor tworzyły się korki, co nie było dla mnie zaskakujące, bo bywałem w podobnych sytuacjach podczas weekendów wyścigowych serii DTM. Jednak po wejściu na tor atmosfera wyglądała inaczej niż w wymienionej niemieckiej serii wyścigowej. Przede wszystkim ludzi było więcej, a w powietrzu unosiła się aura prawdziwego święta motorsportu rangi międzynarodowej, a nie po prostu lokalnej imprezy. Najbardziej rzucali się w oczy kibice z Polski i Holandii. Trybuny pękały w szwach i nie mogło być mowy o agresji fanów przeciwnych drużyn wobec siebie nawzajem, jak to widzimy zazwyczaj na stadionach piłkarskich czy nawet żużlowych.

Ostatnim węgierskim kierowcą w stawce Formuły 1 był Zsolt Baumgartner, który w ciągu swoich niecałych 2 sezonów startów zdobył zaledwie 1 punkt (Grand Prix USA 2004), po czym do Jedynki już nie powrócił. W światku wyścigowym Węgrzy mają w tej chwili jedną wielką gwiazdę, którą jest Norbert Michelisz startujący w serii WTCR, ale na jego występy w F1 nie ma co liczyć. Sprawia to, że na weekend Grand Prix na Hungaroringu przychodzą raczej węgierscy miłośnicy Formuły 1 lub po prostu wyścigów samochodowych, a tak większość stanowią kibice przyjezdni.

 

Ze względu na to, że węgierska runda jest najbliższą od polskich granic, to kibice znad Wisły dominują podczas weekendu Grand Prix, zwłaszcza gdy startuje Kubica. Pierwsze Grand Prix Węgier Formuły 1 w roku 1986 zgromadziło na trybunach ponad 200 tys. kibiców. W miniony weekend ich liczba była na moje oko porównywalna, a przeważali Polacy, których przyjechało kilkadziesiąt tysięcy. Oprócz gadżetów kibicowskich w biało-czerwonych barwach wyróżniały ich w szczególności koszulki o bardzo zróżnicowanym wzornictwie i niekoniecznie powiązanym z zespołami BMW Sauber, Renault czy Williams, w których Kubica startował lub startuje, co bardzo wyraźnie oddaje jak wielkim sportowcem jest krakowianin w oczach swoich rodaków.

 

Poza Formułą 1 Hungaroring był też areną zmagań kilku towarzyszących serii, którymi były Formuła 3, Formuła 2 i Porsche Supercup. Jednak nie tylko wyścigi stanowiły atrakcję tego weekendu. W gęstej od ludzi Strefie Kibiców można było również dobrze spędzić czas:

 

  • zrobić zdjęcie z karykaturami kierowców,
  • kupić gadżety związane z F1,
  • dobrze zjeść,
  • obejrzeć wystawę poświęconą treningom siłowym kierowców F1,
  • nagrać i wysłać za darmo wiadomość wideo do swojego ulubionego kierowcy Jedynki,
  • zwiedzić wystawę poświęconą wybranym samochodom Jamesa Bonda.

Ta ostatnia atrakcja mnie trochę zaskoczyła, bo uważałem, że motywy bondowskie były przygotowane jedynie na wyścig na Silverstone, a wygląda na to, że prawdopodobnie na każdym wyścigu do końca sezonu kibice będą mogli podziwiać takie klasyki agenta 007 jak Aston Martin DB5 czy Lotus Espirit.

Przebieg wyścigu i komentarz

Ostatnich kilka wyścigów pokazało, że niekoniecznie kierowcy Mercedesa muszą być absolutnymi faworytami do zwycięstw w tym sezonie. Podobnie było na Hungaroringu.

 

Max Verstappen w ciągu pierwszej połowy sezonu dość regularnie kończył wyścigi na podium, a od rundy na Red Bull Ringu zaczął pokazywać, że i on może się liczyć w tym roku w walce o tytuł Mistrza Świata w kategorii kierowców. Dało się to również zauważyć po sobotnich kwalifikacjach na Hungaroringu, co sprawia, że Lewis Hamilton niekoniecznie może być pewien 6. korony po tym sezonie. Verstappen ku zaskoczeniu wielu osób po raz pierwszy wystartował do wyścigu z Pole Position i swoje prowadzenie utrzymywał przez dłuższą część wyścigu nie psując przy tym startu, jak to miało miejsce podczas wyścigów w Austrii czy w Niemczech.

Sam wyścig był właściwie przeciwieństwem tego, co oglądaliśmy przez ostatnich wiele miesięcy, czyli nudy w czołówce i akcji na zapleczu. Tym razem główna walka toczyła się na czele, a z tyłu brakowało akcji, choć po pojedynku kierowców Toro Rosso i momencie, w którym zawodnicy Haasa byli na sąsiednich pozycjach, można było oczekiwać, że będzie inaczej. Dużym zaskoczeniem była końcowa strata kierowców Ferrari do Verstappena i Hamiltona, która ostatecznie wyniosła ponad minutę.

 

O zwycięstwie zadecydowały ostatecznie strategie oponiarskie. W ciągu ostatnich 10 okrążeń wyścigu ani Verstappen, ani Hamilton nie mogli być pewni czy ogumienie ich bolidów wytrzyma do mety, ale nie powstrzymało ich to od walki do końca o jak najlepszy rezultat. Jak to ktoś ujął, niedzielny wyścig był „Polowaniem Srebrnych Strzał na Latającego Holendra”. Tym razem tylko jedna go trafiła, co nie odebrało mu optymizmu przed kolejnymi rundami F1.

Podsumowanie

Choć poczułem tylko niedzielną część atmosfery weekendu Grand Prix Formuły 1, to jestem pewien, że przy pełnym programie emocje są podobne, jak nie większe. Ze swojej strony mogę polecić osobom, które jeszcze nie były na wyścigu F1, aby tego spróbowały, ponieważ atmosfera na miejscu jest niepowtarzalna i warto ją poczuć przynajmniej raz w życiu.

 

Co do aspektów sportowych, półmetek sezonu już za nami i zaczyna się rynek transferowy przed przyszłorocznymi mistrzostwami. Pewnymi sowich pozycji na pewno nie mogą być Valtteri Bottas i Romain Grosjean. Obaj spisali się w ciągu sezonu poniżej oczekiwań swoich zespołów i możliwe, że będą musieli w przyszłym roku zmienić barwy. W przypadku Francuza na włosku wisi również to, czy w ogóle się pojawi w stawce F1 za rok. Nie można też wykluczyć transferu Roberta Kubicy do mocniejszego od Williamsa zespołu. Niebawem zapewne poznamy odpowiedzi względem przyszłości tych jak i pozostałych kierowców, którzy jeszcze nie podpisali nowych kontraktów. Tymczasem czekają nas 3 tygodnie przerwy od Formuły 1, po czym rozpocznie się druga połowa sezonu poczynając od Grand Prix Belgii.

 

Zdjęcia i nagranie: Adrian Januszkiewicz

Zapisz się na newsletter główny

Chcę otrzymywać wiadomości e-mail (W każdej chwili możesz zrezygnować z subskrybcji).

 

To był tydzień!

Chcę otrzymywać wiadomości e-mail (W każdej chwili możesz zrezygnować z subskrybcji).

 

Strefa Ciężka

Chcę otrzymywać wiadomości e-mail (W każdej chwili możesz zrezygnować z subskrybcji).

 

Subscribe to our newsletter

Send me your newsletter (you can unsubscribe at any time).