Auto Shanghai 2025: chiński pokaz siły, europejskie targi w cieniu | MOTOFAKTOR

Auto Shanghai 2025: chiński pokaz siły, europejskie targi w cieniu

Każde targi motoryzacyjne to okazja do zobaczenia samochodów, które wkrótce pojawią się na drogach. Ale targi w Szanghaju to coś więcej – to prawdziwe święto motoryzacji, które pokazuje, gdzie tak naprawdę znajduje się obecnie centrum innowacji motoryzacyjnych. Miałem okazję spędzić tam trzy intensywne dni i chcę się podzielić się z wami moimi wrażeniami.

Największe targi na świecie, bez żadnych wątpliwości

Auto Shanghai 2025 to absolutnie największa impreza tego typu na świecie. Jeśli ktoś myśli, że to przesada, wystarczy spojrzeć na liczby: ponad 360 000 metrów kwadratowych powierzchni wystawienniczej i blisko 1000 wystawców z 26 krajów i regionów. Na targach zaprezentowano łącznie 1366 pojazdów, z czego ponad 70 procent stanowiły pojazdy elektryczne lub hybrydowe, a 163 z nich miało swoją światową premierę. Aczkolwiek mówimy o premierze targowej bowiem czasy, w których targi były rzeczywistym pierwszym pokazem auta, minęły już chyba bezpowrotnie. Większość z tych nowości to została już wcześniej pokazane co najmniej na zdjęciach. Statystyki dotyczące wielkości targów robią jeszcze większe wrażenie, gdy porównamy je z targami w Monachium czy Paryżu, które jeszcze parę lat temu uważane były za najważniejsze na świecie.

Warto też dodać, że frekwencja przerosła wszelkie oczekiwania. Według oficjalnych danych, targi odwiedziło ponad 1,3 miliona osób, w tym 63 000 gości z ponad 90 krajów i regionów. Bilety były wyprzedane praktycznie na każdy dzień, a na dniach prasowych, gdy teoretycznie powinni być tylko dziennikarze, tłok był tak wielki, że często czekałem po kilkanaście minut, żeby w ogóle zbliżyć się do niektórych aut. A o zrobieniu dobrych zdjęć lub filmów można było pomarzyć.

Europa w odwrocie, Chiny w natarciu

Podczas gdy europejskie imprezy motoryzacyjne kurczą się albo wręcz znikają z kalendarza (kto jeszcze pamięta targi w Genewie w ich dawnej świetności?), szanghajska wystawa wciąż rośnie w siłę. I nie chodzi tu tylko o statystyki, ale o konkretną ofertę, jaką prezentują wystawcy.
Szczególnie uderza kontrast, gdy spojrzymy na listę nieobecnych. Na europejskich targach regularnie brakuje kliku lub kilkunastu, znaczących producentów. Czasem nawet lista obecności jest krótsza niż lista obecności. W Szanghaju praktycznie wszyscy byli obecni, z nielicznymi wyjątkami jak Land Rover czy sportowe jak Lamborghini i Ferrari. Co znaczące nie było także. Tesli, która przecież ma fabrykę w Szanghaju właśnie. Dodatkowo, na stoiskach można było zobaczyć dziesiątki chińskich marek (naprawdę nie żartuję co do tej ilości), o których nawet w samych Chinach nie wszyscy słyszeli. To pokazuje, jak dynamiczny i otwarty na innowacje jest ten rynek.

Co ciekawe, ta nieobecność niektórych producentów wcale nie jest przypadkowa. Land Rover zamiast stoiska na targach zorganizował osobne wydarzenie, gdzie przedstawił swoją strategię elektryfikacji dla Chin. W skrócie opiera się ona na wykorzystaniu technologii marki Chery i obudowaniu jej nadwoziem ze znaczkiem JLR.

Byłem na targach przez trzy dni i za każdym razem robiłem ponad 35 tysięcy kroków. To prawie maraton dzienny! A mimo to mam wrażenie, że nie udało mi się zobaczyć wszystkiego. Kompleks wystawienniczy National Exhibition and Convention Center jest tak ogromny, że nawet z mapą w ręku czasem gubiłem się między pawilonami.

Wszystko na prąd, czyli elektryfikacja po chińsku.

Jeśli chodzi o same samochody, różnica między chińskimi a zachodnimi producentami była bardzo wyraźna. Chińscy wystawcy pokazali praktycznie wyłącznie samochody elektryczne lub hybrydowe – stanowiły one 90% ich oferty. Tymczasem europejscy i amerykańscy producenci nadal prezentowali głównie auta spalinowe, hybryd i aut w pełni elektrycznych było jak na lekarstwo.

Co ciekawe, nawet nowe elektryczne modele zachodnich marek często okazywały się konstrukcjami chińskimi ze zmienionym logo. Nowe elektryczne AUDI to w rzeczywistości konstrukcja koncernu SAIC, nowa Mazda czerpie mocno z Deepal L07 produkcji Changan, a Nissan N7 to tak naprawdę przebrandowany model Dongfeng ePi. Widać to szczególnie po platformach, na których powstają te auta – to te same rozwiązania, które stosują chińscy producenci we własnych modelach.

Takie podejście pokazuje, jak bardzo zachodni producenci zostali w tyle za chińskimi w kwestii elektryfikacji. Zamiast tworzyć własne rozwiązania, wolą kupić gotowe platformy i technologie od chińskich partnerów. Z jednej strony to pragmatyczne podejście, z drugiej – przyznanie się do porażki w wyścigu technologicznym. Choć jak zawsze są wyjątki. Np Mercedes pokazał najnowszego CLA z technologią EQ. Ten model, choć w Europie błyszczy mocą ładowania 320 kW to ta cyfra w Chinach nie robi wrażenia. W końcu BYD ma już dwa modele, które mogą przyjąć 1000 kW mocy.

Huawei - motoryzacyjny gigant, choć bez własnych aut

Jednym z najbardziej imponujących stoisk na całych targach było to należące do Huawei. Gigant technologiczny nie produkuje własnych samochodów, ale jego wpływ na branżę jest ogromny. Firma zaprezentowała pełen przekrój swoich rozwiązań – od hardware’u (silniki, inwertery, lidary, wyświetlacze HUD czy światła matrycowe) po software do systemów infotainment i autonomicznej jazdy.

Co najbardziej zaskakujące, z rozwiązań Huawei korzystają nie tylko chińscy producenci, ale także firmy zachodnioeuropejskie. Audi w najnowszych modelach Q6 i A5 zastosowało system wspomagania jazdy Huawei, uznając, że nie jest w stanie samodzielnie opracować rozwiązania spełniającego oczekiwania chińskich klientów. Albo jest w stanie, ale trwałoby to za długo i kosztowało za drogo, w sumie na jedno wychodzi. Dlatego w tych autach przedni zderzak różni się od wersji europejskiej – ma dwa dodatkowe czujniki LiDAR, tak samo z boku samochodu mamy zestaw dodatkowych kamer.

Huawei stworzyło coś na kształt ekosystem gotowych rozwiązań, które producenci mogą zaimplementować w swoich autach, co skraca czas ich wprowadzenia do produkcji i redukuje koszty.

Nie ma segmentu, którego by nie zdobyli

Jeszcze parę lat temu można było myśleć, że chińscy producenci skupią się na samochodach miejskich i rodzinnych, zostawiając segmenty premium i sportowe zachodnim markom. Nic z tych rzeczy! Na targach w Szanghaju zobaczyłem, że chińskie firmy bez najmniejszych kompleksów wchodzą we wszystkie segmenty rynku.
BYD zaprezentował luksusowy model Yangwang U8L – wydłużoną wersję swojego flagowego SUV-a, który kosztuje ponad milion juanów (około 500 tysięcy złotych). W Chnach to jedno z najdroższych aut rodzimej produkcji. Auto ma nie tylko imponujące wymiary i luksusowe wyposażenie, ale także mnóstwo technologicznych nowinek, jak choćby zewnętrzne emblematy wykonane z 24-karatowego złota.
Jeśli ktoś lubi off-road, Jetour pokazał swoje modele G700 i G900 – potężne terenówki, które nie tylko poradzą sobie w trudnym terenie, ale potrafią także pływać, tak samo zresztą jak Yangwang U8. Z kolei miłośników sportowych wrażeń z pewnością ucieszyłby prototyp supersamochodu marki Denza, który ma być odpowiedzią na europejskie sportowe auta i rzucić wyzwanie legendarnemu Porsche 911.

Poza głównymi modelami, na targach było też mnóstwo ciekawostek, których zupełnie się nie spodziewałem. Dwa kampery, które kosztowały co najmniej trzy razy mniej niż ich europejskie odpowiedniki, a wyglądały równie dobrze. Albo motocykl przypominający Hondę Goldwing na sterydach, wyposażony w silnik o pojemności dwóch litrów i ośmiu cylindrach – coś, czego nawet japońscy producenci motocykli nie odważyliby się wprowadzić na rynek.

Moją uwagę przykuło też małe, lekkie auto sportowe napędzane elektrycznie. To pokazuje, że Chińczycy naprawdę nie mają żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o tworzenie nowych segmentów i nisz rynkowych. Dla nich wszystko jest możliwe, a tradycyjne podejście do motoryzacji nie stanowi żadnej bariery.  Na targach nie zabrakło także elementów, które jeszcze niedawno uznalibyśmy za science fiction. Po halach wystawienniczych chodziły humanoidalne roboty, witając gości i odpowiadając na pytania. Niektóre firmy pokazały także latające samochody i różne koncepcje mobilności powietrznej.

To wszystko sprawiało wrażenie, jakbym znalazł się w przyszłości, która w Europie czy USA dopiero nadejdzie za kilka lat, jeśli nie kilkanaście. W Chinach ta przyszłość jest już teraz i jest dostępna dla zwykłych konsumentów, a nie tylko jako odległe prototypy.

Kogo interesują europejskie marki?

Co szczególnie ciekawe, zdecydowanie większy tłok obserwowałem na stoiskach firm takich jak Xiaomi czy Huawei niż na stoiskach Mercedesa czy Volkswagena. Z europejskich producentów prawdziwe oblężenie przeżywało jedynie Porsche, które notabene notuje największe spadki sprzedaży w Chinach – aż 40% rok do roku po pierwszym kwartale.

To jasno pokazuje, że chińscy konsumenci coraz mniej interesują się zachodnimi markami, a coraz bardziej doceniają rodzime produkty. I nie chodzi tu tylko o patriotyzm gospodarczy, ale o realne przewagi technologiczne i lepszy stosunek ceny do jakości, jaki oferują chińskie auta.
Na sam koniec muszę dodać, że targi w Szanghaju pokazały mi bardzo wyraźnie jedną rzecz – chińskie auta są inne, bo ich użytkownicy mają inne potrzeby i wykorzystują je w inny sposób niż Europejczycy czy Amerykanie. Tamtejsi kierowcy spędzają w swoich samochodach znacznie więcej czasu, często stojąc w korkach, dlatego tak duży nacisk kładzie się na komfort, rozrywkę i systemy autonomicznej jazdy.

Co więcej, sposób, w jaki Chińczycy korzystają z technologii, jest zupełnie inny niż nasz – są bardziej otwarci na nowe rozwiązania i mniej przywiązani do tradycji. Dlatego chińskie auta są pełne gadżetów i funkcji, które w Europie mogłyby wydawać się zbędne.

Zdjęcie: Mercedes-Benz

Chcesz być na bieżąco z naszymi informacjami? 

belka Wiadomości Google

Ale to już temat na inny artykuł, który pojawi się tutaj wkrótce. Jedno jest pewne – chińska motoryzacja pędzi do przodu z taką prędkością, że Europa i Ameryka mogą mieć problem, żeby za nią nadążyć. Ale czy to jest naprawdę dobry kierunek to już zupełnie inna sprawa.